Na razie marzec "dziergalniczo" uznaję za kompletną porażkę!
V-aurora wciąż ma króciutkie rękawki.
Czarny szalik który zaczęłam na prośbę męża w ostatni dzień lutego, obecnie ma około pół metra :/
Serwetka na poniższym zdjęciu osiągnęła takie rozmiary w zeszłym tygodniu i nie ma ani półsłupka więcej.
Przy okazji kilka dresowych czapek wciąż czeka na aplikacje, do których przyszycia nie mogę się zmusić.
MARAZM! Muszę z tym szybko walczyć...
Ale to wszystko może mieć swoją przyczynę. Właściwie w przeciągu dwóch dni (a jak ktoś się uprze, to czterech) nasze życie wywróciło się totalnie do góry nogami, i to raczej pozytywnie... Ale może o tym później, mam czas :)
Książka się zmieniła. "Człowiek nietoperz" skończony (ufff, czytanie jej trwało zdecydowanie za długo, ale ogólnie: książka fajna. Nie da rady się wszystkiego domyślić nawet w połowie książki, choć właśnie w połowie jest trochę filozofowania którego nienawidzę), do torebki wsadzam "Łowcę głów", a w domu ruszyłam "Trzeci klucz" wszystko Nesbo. Ta ostatnia trafiła mi się w prezencie od mojej kochanej M. i muszę przyznać, ma najbardziej wciągający początek z wszystkich trzech :)
Jedyne, co zrobiłam w tym miesiącu na razie, to czerwone dłuższe a'la tutu dla mojej córki, na imprezkę z okazji jej 9. urodzin. Urządziliśmy ją w Ratuszu Głównego Miasta w Gdańsku, i bardzo wszyscy byliśmy z tego wyboru zadowoleni :)
Mam nadzieję, że uda mi się pokazać więcej... niedługo. :)