Jeśli podoba Ci się coś z tego bloga, lub chcesz mieć coś, co mogę zrobić dla Ciebie, napisz: paniszydelko@gmail.com

piątek, 6 listopada 2015

Gruszkowe zasłonki

   Ostatnimi tygodniami stale coś poprawiamy w pokoju naszej córki.

Nareszcie ma normalne krzesło do nauki przy biurku,
wymieniliśmy jej górne oświetlenie,
dotarły naklejki na ścianę, które zachwyciły nie tylko naszą pannę (zamówione na aliexpress.com... za ok 8 zł)
... oraz oczywiście, nie mogło się obyć bez czegoś zrobionego własnoręcznie ;) Zabrałam firanki i zasłonki rodem z lat '90 i z ikeowskiego materiału w gruszki uszyłam proste zasłonki. Niestety nie wpadłam na to, żeby zrobić porządne zdjęcie, z porządnym oświetleniem, kiedy pomiędzy tymi zasłonkami za oknem idealnie żółcił się klon... A widok był obłędny!

Tak więc pokazuję nieudolne fotki zasłonek, żeby pamiętać, że w ogóle je uszyłam :)

motyw przewodni

Zasłonki z założenia miały sięgać do podłogi

 Większa powierzchnia ściany, z motywem głównym naklejki :) Na korkowej tablicy poza zdjęciami rodzinnymi jest portret idolki córki, Marii Skłodowskiej-Curie (tak, tak... ciekawe czy ta fascynacja przerodzi się w pójście w ślady mamy- ja skończyłam studia na Wydziale Chemicznym na Politechnice :))

Z tej samej tkaniny zrobiłam też pościel dla lalki Hani, ale... to pokażę kiedyś indziej :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Stuart Minionek

   Ten tutorial jest boski, ten projekt jest boski, jestem z siebie zadowolona :D

   Minionek powstał na zamówienie, koniecznie musiał być z gitarą, to jest :) 

   Użyłam pięć włóczek: żółtą i niebieską YarnArt Jeans, białą i popielatą BonBon Ince i czarną Bergere de France Ideale. Do tego żółty kordonek, czarna mulina, dwa kolory filcu i nici... Materiałożerne toto, ale wydaje mi się, że efekt jest wart zachodu. Teraz idzie do małego fana Stuarta (a dokładniej: minionka z gitarą!), a ja sama mam dwa inne szydełkowe zamówienia i robię jeszcze organizer na szafkę obok kosza naszego syna (który wciąż się nie urodził...)

  Zabawka jest bardzo fotogeniczna, stąd ta niedorzeczna ilość zdjęć








tutorial autorstwa Judit Guillen (sam Stu, bez gitarki)

piątek, 23 października 2015

Dzieło (dla) życia

    W tym tygodniu skończyłam (niemal rzutem na taśmę, bo już nawet fałszywy alarm zaliczyliśmy) kosz mojżeszowy dla naszego synka. Powoli goją się zgrubienia na palcach po tym dziele, mogę się pochwalić :) 

   Kosz powstał z 7 motków bawełnianego miętowego sznura bawełnianego (z rdzeniem) i małej ilości Zpagetti (chciałam dodać troszkę wysokości i dodałam trzy rządki z bawełny... moim zdaniem kosz zyskał wizualnie dzięki temu). Zaczęłam w połowie sierpnia, we wrześniu właściwie nie dziergałam go, skończyłam około 20 października... Powiedzmy, że dziergałam go miesiąc. 

  Wymiary, które moim zdaniem dają sporo przestrzeni dla noworodka: 74 cm długości, 39 cm szerokości na dole (i chyba 43 cm na górze), prawie 23 cm wysokości (bez rączek). Kosz niedługo dostanie wewnętrzne usztywnienie dna z płyty PCV, obecnie stoi  na szafce przy naszym łóżku i tu będzie raczej stał, ale fajna jest perspektywa przeniesienia łóżeczka gdziekolwiek nam pasuje. Jest ekologiczny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju :D

   Każdy półsłupek, często wymęczony- robiłam całość szydełkiem 7 mm- dawał mi sporo satysfakcji. Pierwsze łóżeczko naszego małego życia :) Mamy nadzieję, że spełni swoje zadanie i przyda się na pierwsze tygodnie, albo i miesiące, życia Synka. Już się nie możemy małego doczekać :)  

     Nie blokowałam kosza jakoś specjalnie- lekko spryskałam kosz wodą i włożyłam do niego książki i kołdry na kilka godzin. Gdybym się uparła, miała więcej sił i chęci, pewnie boczne ścianki stałyby jak od linijki. Ale... czy to właśnie o to mi chodziło? Chyba nie...











Chyba biorę pod uwagę możliwość wykonania takich koszy na zamówienie, ale to już chyba nie dla większości osób korzystających z własnoręcznie robionych rzeczy w naszym kraju... raczej dla prawdziwych wybrańców :) 

poniedziałek, 21 września 2015

Drobiazg dla przyjaciółki...

... czyli wyczekiwany (przeze mnie) powrót do taśmy bawełnianej. Ale zaraz będzie tego więcej :) 

Dwa koszyczki do łazienki, wykończone niebieską YarnArt Jeans. Ot, drobiazg. Dla jednej z tych osób w życiu, bez których na dłuższą metę nie da się żyć. Dzięki, że jesteś :) 

Tylko zdjęcie słabiuśkie, bo robiłam dość szybko, i dosłownie już w aucie cyknęłam fotkę na pamiątkę. 

poniedziałek, 7 września 2015

Udziergi dla Synka- koc, otulacz i... work in progress :)

Skończyłam jeszcze w sierpniu, zblokowałam... i będzie czekał na przełom października i listopada :)

Ostatecznie ów wyrób ma 62x82 cm, zużyłam 3 motki (niemal w całości, zostały jakieś reszteczki) Mili z Włóczek Warmii. Mam nadzieję że będzie synkowi pasował :)


Gdzieś tam jeszcze wydziergałam z włóczki "wodoodpornej" otulacz do pieluch wielorazowych. Mam zamiar go jeszcze doszyć rzepy i zalanolinować całość, żeby otulacz nie przeciekał na 100%.

zdjęcia zrobione jeszcze przed pochowaniem nitek :)



A tak tworzy się dno kosza mojżeszowego dla synka. Robię go z miętowego bawełnianego sznurka z rdzeniem. Sznurek ma 5 mm, a dziergam szydełkiem 7 mm, żeby ciasno było :) Dno jest już prawie całe, teraz dorzucić jeszcze ze dwa okrążenia, a potem półsłupkami reliefowymi skierować całość w górę... Roboty może być do porodu :) 


Troszeczkę też dziergam na zamówienie- dwa miśki i Minionek :)
Mam nadzieję, że teraz będę aktualizować bardziej regularnie- zaczęłam ósmy miesiąc ciąży, więc zaczyna się nam śpieszyć :)

środa, 10 czerwca 2015

Wspólne dzierganie i czytanie... po dłuższej przerwie :)

   Minęły 3 miesiące od wiadomości o ciąży, i chyba dwa miesiące od ostatniego wpisu... Tak jak wspominałam, wena mnie opuściła dokumentnie, i dopiero w ostatnich dniach coś się w tej kwestii ruszyło. Oczywiście, muszą się tworzyć rzeczy dla małego nowego członka rodziny :)


     Na szydełku (nr 6): kocyk dla naszego synka (tak, tak, najpewniej będzie to synek :D), z trzech kolorów włóczki Mila, z Włóczki Warmii. Kolory są bardzo sympatyczne, i uniwersalne... Jakby nie było, naszym marzeniem jest, żeby do Córki i obecnie rosnącego w brzuszku synka za jakiś czas dołączyło jeszcze jedno maleństwo. A że wózek już mamy, od wczoraj, i jest to wózek groszkowy :) to ten zielonkawy kolor będzie ładnie do niego nawiązywał.
    Założenie mam takie, że zrobię te 4 rządki dziennie (czyli jeden pasek). Liczę na regularność, a nie na ilość, może tym razem się uda... A na swoją obronę dodam, że kocyk nie jest taki nierówny, to wina opadnięcia części z książki na podłoże ;)
 
   Odwiedziłam bibliotekę i zaopatrzyłam się w całą baterię książek- w poniedziałek zostałam wysłana na zwolnienie lekarskie, a po południu tego dnia wyszłam do drugiego lekarza... godzinę wcześniej. Poskutkowało to podjechaniem do biblioteki i nabraniu cudeniek na dwie karty biblioteczne :)
    Na zdjęciu to co ruszyłam- "Chustka" Joanny Sałygi- czytam i mam wrażenie, że można płakać i śmiać się jednocześnie przy tej książce. Okropna jest świadomość, że Chustki już nie ma... Lektura obowiązkowa żeby docenić każdy dzień swojego życia.
    "Córka Robrojka" Małgorzaty Musierowicz to kolejny powrót- bo uwielbiam Jeżycjadę, tą książkę, a z okazji "wakacji", tych dosłownych i tych w przenośni, oraz tego, że w ciąży wolałabym wprowadzić inne tematy niż kryminały, to Bella do mnie wróciła :)
    Do słuchania przy krzątaniu się po domu mam "Grę o tron" Georga R.R. Martina- uwielbiam serial, chciałam się wziąć już dawno za książkę, ale ciężko ją dorwać- więc zatrudniłam audiobook. Ostatnia książka do słuchania w moim wykonaniu była wysłuchana we wrześniu 2013...  Ale teraz chętnie wrócę do tego. Podoba mi się ta książka- tylko uwaga, to jeden tom, a to ponad 31 godzin nagrań [sic!]...
 
 
A w kwietniu zrobiłam (tylko i wyłącznie) małemu ślimaczka...
Jak widać, zielenie się mnie trzymają... :)
 

czwartek, 9 kwietnia 2015

Wspólne dzierganie i czytanie prosto z łóżka

   Gdy walczy się z dziewiarską niemocą, trzeba łapać się za wszystko, co tylko człowieka zainteresuje. A ciężarnej, z bólami, nudnościami, z katarem, chrypą i kaszlem, dużo rzeczy nie zachwyca... 

Po świętach zostałam przez panią doktor nastraszona i wysłana na karne 1,5 tygodnia normalnego L-4, bo "z wirusami w ciąży nie ma żartów". To prawda, więc bardzo pokornie wpakowałam się pod koc i kołdrę. I zaczęłam rozmyślać- co by tu zrobić? 
Niedawno zakupiłam jeden motek tęczowej Alize Cotton Gold dla zaspokojenia własnego włóczkoholizmu. Myślałam, myślałam, i wymysliłam, że podstawa do kocyka w takich kolorach będzie świetna. Ale nie można takiej włoczki w takim razie przerabiać rzędami! Dwie- trzy próby przerabiania spiralnie do formy kwadratu i wniosek- co babcine kwadraty, to babcine kwadraty :) Efekt- bardzo mi się podoba już. Myślałam na początku, że zrobię tyle kocyka, ile wystarczy tego jednego motka, a teraz sama nie wiem- może jeszcze dokupię?

Czytam wciąż Nesbo, bo z czytaniem taka sama niemoc jak z dzierganiem ;) Już chce tą książkę skończyć, bo wiem, że jest ekranizacja, której jestem bardzo ciekawa :) Intryga jest świetna! I książka ma 200 stron a nie pół tysiąca, dla zachęty co poniektórych :)



A Ziarenko obejrzeliśmy sobie w piątek, miało ok 1,5 centymetra i bardzo silne serduszko :) Tak więc z nadzieją idziemy do przodu.

wtorek, 31 marca 2015

Rzutem na taśmę- czapeczka fasolka dla Fasolki

Chciałam się jeszcze załapać na marcowe wydanie zabawy u Korespondentki Wojennej :)
 
Marzec był jednym z najpiękniejszych i najtrudniejszych zarazem miesięcy w naszym życiu. Moim osobiście- tym bardziej :) Ale idzie ku lepszemu!
 
Z tej okazji, dającej nadzieję, wczoraj usiadłam i wydziergałam mikroskopijną czapeczkę typu "beanie" dla Ziarenka, jak roboczo nazywamy nasze drugie dzieciątko. Maleństwo ma urodzić się planowo w  połowie listopada, dlatego wykorzystanie ciepłej i milutkiej Sirdar Faroe jak najbardziej pasuje do oczekiwanej wtedy aury :)
 
Czapeczka ma 13-14 cm wysokości i według wszystkich tabel taka wysokość wystarczy, żeby noworodek mógł taką nosić. Chwilowo mi pasuje na krasnoludki, albo na naszego kota :P
 
Dużo zdjęć, jak na tak mikroskopijną sprawę, ale po pierwsze- melanże są trudne do uchwycenia, a przepiękne, a po drugie- no cóż, to pierwsza rzecz, jaką wydziergałam z myślą o Ziarenku :)
 
 
Aby uzyskać odpowiednie proporcje posiłkowałam się wzorem Newborn Apple Hat tylko zamiast ostatniego rzędu z półsłupków nawijanych zrobiłam półsłupki wbijane w tylne oczko. Wzór jest śliczny, może kiedyś zrobię prawidłową formę z ogonkiem, kto wie? 
 
Czapeczka jest moją marcową w wyzwaniu 12 czapek w 12 miesięcy.
 

 

środa, 11 marca 2015

Wspólne dzierganie i czytanie, życiowe przewroty i mały marazm

   Na razie marzec "dziergalniczo" uznaję za kompletną porażkę!
 
V-aurora wciąż ma króciutkie rękawki.
Czarny szalik który zaczęłam na prośbę męża w ostatni dzień lutego, obecnie ma około pół metra :/
Serwetka na poniższym zdjęciu osiągnęła takie rozmiary w zeszłym tygodniu i nie ma ani półsłupka więcej.
Przy okazji kilka dresowych czapek wciąż czeka na aplikacje, do których przyszycia nie mogę się zmusić.
 
MARAZM! Muszę z tym szybko walczyć...
Ale to wszystko może mieć swoją przyczynę. Właściwie w przeciągu dwóch dni (a jak ktoś się uprze, to czterech) nasze życie wywróciło się totalnie do góry nogami, i to raczej pozytywnie... Ale może o tym później, mam czas :)
 
Książka się zmieniła. "Człowiek nietoperz" skończony (ufff, czytanie jej trwało zdecydowanie za długo, ale ogólnie: książka fajna. Nie da rady się wszystkiego domyślić nawet w połowie książki, choć właśnie w połowie jest trochę filozofowania którego nienawidzę), do torebki wsadzam "Łowcę głów", a w domu ruszyłam "Trzeci klucz" wszystko Nesbo. Ta ostatnia trafiła mi się w prezencie od mojej kochanej M. i muszę przyznać, ma najbardziej wciągający początek z wszystkich trzech :)



Jedyne, co zrobiłam w tym miesiącu na razie, to czerwone dłuższe a'la tutu dla mojej córki, na imprezkę z okazji jej 9. urodzin. Urządziliśmy ją w Ratuszu Głównego Miasta w Gdańsku, i bardzo wszyscy byliśmy z tego wyboru zadowoleni :)


Mam nadzieję, że uda mi się pokazać więcej... niedługo. :)

środa, 25 lutego 2015

Wspólne czytanie i dzierganie

Nadrabiam zaległości w środowej zabawie z Maknetą, choć tak naprawdę niewiele mogę pokazać. Wszystko to samo co 3 tygodnie temu :)
 
Książka idzie powoli, ale do przodu, zagadka kryminalna jest ciekawa wreszcie! Oczywiście główny bohater nie może być normalny, bez tego chyba nie da się zrobić kryminału ostatnio (no dobra, u Lackberg bohaterowie są normalni i fajni, reszta skandynawskich bohaterów jest mniej lub bardziej porąbana :)) ale mu kibicuję, żeby się pozbierał i żeby już normalny był. Przyjaciółka kupiła mi już inny tom Nesbo więc tym bardziej chcę przeczytać tą :)
 
Na drutach wciąż V-Aurora, na powiedzmy- ukończeniu. Zostały rękawy. Nie za bardzo wiem jak to zrobić- do końca testu zostały 4 dni, czy robić do tego czasu, czy zakończyć tymczasowo, zablokować, sprawdzić wymiary i potem dziergać dalej. Ten sweter to dla mnie kamień milowy i niesamowita szkoła. Termin to świetna motywacja do takiej nauki :) Na zawsze będę dozgonnie wdzięczna Asji za możliwość uczestniczenia w tym teście i mam nadzieję, że kiedyś zasłużę na udział w kolejnym :)
Z racji moich niechlubnych 157 cm wzrostu sweterek jest krótszy, i ma krótszy ściągacz (mi w ogóle się tu ściągacz nie podoba, moim zdaniem powinna być jakaś malutka listewka albo i-cord).
 
Kolor sweterka jest bardzo trudny do złapania, bo to bardzo intensywna czerwień, z malutką domieszką maliny, boska, ale nielubiąca się z aparatem..
 
 
 

czwartek, 5 lutego 2015

Wspólne dzierganie- testowanie i czytanie

   Chciałam wyzwania.
   Koniecznie chciałam dziergać z Asją.
   Można powiedzieć, że wybrałam się z motyką na słońce, bo przecież ledwo co zaczęłam robić na drutach... Ale się zawzięłam. I chciałam. I udało mi się! Testuję V- Aurorę, sweterek z dużym dekoltem Asi. Mam nadzieję, że uda mi się go skończyć w wyznaczonym czasie... Bo apetyt mam duży, tylko czasu jakby mniej :)
Niestety nie ustrzegłam się błędów, cieszę się, że jest ich coraz mniej, jestem uważniejsza i coraz więcej się uczę.
Dziergam moimi nowiuśkimi Addi 3,5mm (80cm), włóczka to soczysta czerwona Nako Ninni Bebe.

Zdjęcie z weekendu :)


Czytam pierwszą część serii o Harrym Hole, norweskim policjancie- "Człowiek nietoperz". Akcja dzieje się w Australii i bardzo dużo można się o tej Australii dowiedzieć (i to jest fajne!). Moja poprzednia książka została przeze mnie wymęczona- "Biel Helsinek" na koniec tak epatował wszystkim co niefajne, że ja wysiadłam. Zero poznawania Finlandii, więc też przestało mi się podobać...
 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Komin, dres, czerń

Tytuł posta kojarzy mi się od razu z rodzinnym miastem mojego męża i kawałem, dotyczącym jednej z jego dzielnic. W mieście tym, w pewnej niecieszącej się dużym bezpieczeństwem dzielnicy, bardzo sprawnie działa koksownia. Jeśli ktoś kojarzy takie przybytki, to wie, że kominy koksowni, przynajmniej co poniektóre, nie wydzielają dymu, tylko płomień :)
No więc, niektórzy o tej dzielnicy mówią "wioska olimpijska"- bo płonie tam wieczny ogień, a ludzie chodzą w dresach :P
 
Ot, taka mała dygresja dla dresu, komina i czerni (od tego węgla oczywiście :P). A okazja do takiego wpisu jest przyjemna- czarny komin z cienkiej dresów, dwustronny. Już powinien dolatywać do właścicielki :)
 
Podoba mi się to, że z każdą uszytą rzeczą widzę pewne postępy- bardziej równe zszycie, mniej poprawek, mniejszy zapas materiału :)
Niestety wciąż nie mam okazji robić porządnych zdjęć w dziennym świetle w tygodniu, więc efekt jest niemal przejaskrawiony, ale zapewniam- to bardzo czarna czerń.


środa, 21 stycznia 2015

Wspólne czytanie i dzierganie z Maknetą.... i małe pytanie

  Udało się! Mogę wreszcie pokazać coś ciekawszego, w komplecie z książką, i to jeszcze w środę :)
 
Z frontu książkowego: "Biel Helsinek" Jamesa Thompsona. To trzecia książka tego autora, którą czytam, mocny kryminał, narracja zwięzła, a przede wszystkim- wspaniała (i bez lukru) charakterystyka Finlandii. Autor jest (był) Amerykaninem, który za żoną Finką przyjechał kilkanaście lat temu do tego zimnego kraju. Opisuje więc sporo rzeczy, które dla rodowitych skandynawskich autorów są oczywistością i nie mają oni potrzeby wyjaśniania takich spraw. Piszę o autorze- był- bo niestety, uległ wypadkowi w swoim domu pod koniec lata i zmarł :( Piątej książki niestety nie będzie. Acha- dla zainteresowanych- obowiązkowo trzeba czytać chronologicznie, czyli najpierw "Anioły śniegu", a potem "Jezioro krwi i łez". Obecnie czytana książka podoba mi się najmniej, ale wciąż mam wielką ochotę doczytać ją do końca.
 
Z frontu robótkowego- ćwiczę się w robieniu na drutach (np. dzisiaj opanowałam i-cord bind off i cast on) a na szydełku mam, wspomnianą już i zamówioną przez męża rok temu, rękawiczkę dla zakochanych. Podstawę wzięłam z Kasiulkowych Prac Szydełkowych, ale szybko załapałam kilka "przemyśleń" więc rękawiczka zdecydowanie będzie miała inny kształt :)
Z rękawiczką tą mam pewien problem. Zużyłam niemal pełne dwa motki włóczki SMC Boston (kolor 4, szydełko 5). Z różnych względów (w tym: to niespodzianka) nie będę jechać po nowy, za to wpadłam, żeby ściągacz dla mnie, troszkę ciaśniejszy, zrobić inną włóczką- mój mąż na pewno się z tego rozwiązania ucieszy, bo on nie rozróżni przodu czapki od tyłu bez wszytej metki :P
 
Pytam się Was- którą włóczkę z moich zapasów Sirdara wybrać? Szaro-zielonkawą, czy tą z różem? Za każdą odpowiedź dziękuję :)  Chwilowo sama skłaniam się do szaro- zielonej...
 

lekkie zbliżenie kolorystyczne :)
 
Zapraszam, kto żyw, do zabawy u Maknety!

wtorek, 20 stycznia 2015

Mała szydełkowo- drutowa lista życzeń- inspiracje

Co prawda mam już nawet co Wam pokazać w tym roku (uszyłam córce czerwony kapturek na imprezę karnawałową do szkoły i sobie dresową, jeszcze nie do końca udaną bluzę, kolejne dresowe czapki i kominy też zrobiłam), ale wciąż myślę- co by tu jeszcze... Szczególnie jednak inspiruje mnie to, co można zrobić za pomocą szydełka albo drutów.

Moja lista życzeń na ten rok...

1. Kolorowy kocyk z afrykańskich kwiatów (zdjęcie z raverly )

2. Sweter i kaptur Arrow- dla męża... i chyba dla siebie też bym chciała mieć coś takiego :) To cudo zrobiła Asja i oboje z mężem kochamy ten projekt od początku :)

3. Czapka- miś... i przynajmniej 8 innych czapek, zgodnie z wyzwaniem 12 czapek w jeden rok :)
Czapkę niedźwiadka wymyśliła sobie moja córka, która jak zawsze ma bardzo sprecyzowane wymagania dotyczące mnie :)
Będzie mniej więcej coś takiego (zdjecie z gogle):

4. Rękawiczka dla zakochanych... już się robi :) Oczywiście, nie jest taka jak poniżej, ale ogólny zamysł przedstawia.


5. Zabawki, przytulanki, drobiazgi dla dzieciaków "3D". Mam po prostu wulkan pomysłów, poniższe zdjęcia to tylko przykłady! Mam małe postanowienie, żeby zrobić przynajmniej 12 różnych zabawek, nie wliczając tych miśków, o których obecnie wiem :)


Może jakieś podpowiedzi?  :)

wtorek, 13 stycznia 2015

Mężowska czapka kombinowana :)

   Pierwszy udzierg na drutach! No, prawie :) To czapka kombinowana, czapka na której się uczyłam, z przygodami...
 
   Ogarnęłam oczka prawe, oczka lewe (z pewną dozą... niechęci), zebrałam mały zestaw drutów... i w odpowiedzi na dalsze mężowskie zapotrzebowanie wrzuciłam na druty włóczkę o ślicznym, szaropopielatym kolorze.
 
   Miałam na czapkę baaardzo prosty pomysł- zrobić sobie prostokącik z samych prawych oczek, co daje fajny (i elastyczny) wzorek, zszyć wzdłuż krótkiej krawędzi, ściągnąć na czubku i voila!
 
   Najpierw jednak nabrałam za mało oczek. Cóż, pomyślałam, to pododaję oczka to tu, to tam, to co już miałam będzie ściągane na górze. I nadarzyła się okazja na robienie ściągacza :) Dodawanie oczek też okazało się trudniejsze niż myślałam... w kilku miejscach mam więc drobne "dziurki". Trzeba było jednak poświęcić kilka minut na oglądanie filmiku na youtube ;)
   Powiększałam mój prostokąt, lekko się poszerzający (czyli raczej- trapez) opornie, ale jakoś to szło. Zaraz po świętach przyłożyłam udzierg do jakiejś czapki i stwierdziłam- jeszcze dwa rządki i ściągacz. Tak zrobiłam. W połowie ściągacza przyłożyłam mężowi toto do głowy- za krótka!!!
   Kilka rzędów ściągacza dalej pozamykałam oczka (chyba najklasyczniej jak można). Złapałam szydełko (miałam 3,5 mm i 7 mm, wzięłam więc to mniejsze), zszyłam "opaskę". Bez przecinania włóczki zaczęłam obrabiać górę czapki szydełkiem. Troszkę zwężałam idąc ku górze, ale starałam się robić to lekko, żeby mąż miał luz na burze mózgów :P
 
Więc jest! Pierwsza robótka skończona w 2015 roku, mężowa czapka numer dwa i styczniowa do wyzwania "12 czapek w jeden rok".
 
Włóczka Puchatek szary (100% anilana), zostało mi dosłownie kilka metrów z motka, więc czapka ma ok 95 g.
 
Ja robię za własną modelkę na razie :) Myślę, że kiedyś wyjdziemy na dwór zrobić czapkom godne zdjęcia. Godne tych godzin poświęconych :)